ZNACZENIE DOBRA W SPOTKANIU
Z CZŁOWIEKIEM CHORYM I NIEPEŁNOSPRAWNYM
http://www.psychologia.net.pl/artykul.php?level=390
1. Dobroć
W filozofii Platona dobro stanowi najwyższą ideę. Platon uważał, że świat idei jest tym, co naprawdę jest. Wszystko inne co istnieje zawiera zaledwie cień bycia prawdziwego, jest mniej lub bardziej niedoskonałym odbiciem świata idei. Według Platona tym bardziej coś jest im doskonalej odzwierciedla ideę.
Filozofia chrześcijańska rozumie dobroć inaczej. Jest to nie tyle idea, ale konkretna Osoba. Filozoficznie można powiedzieć, że dobro przyszło do człowieka wraz z drugim Człowiekiem.
Podobną różnicę zauważyć można w rozumieniu ciała. W świecie platońskim, dokładniej mówiąc sokratejskim, ciało rozumiane było jako więzienie duszy. W myśli niektórych filozofów chrześcijańskich ciało otrzymało poniekąd nowy wymiar – stało się nadzieją na dobro, jakiego może spodziewać się człowiek od drugiego człowieka.
2. Ciało człowieka
To dzięki ciału człowiek jest w świecie i na różne sposoby przeżywa rzeczywistość. Człowiek potrzebuje ciała, by móc uzewnętrznić radość, by tańczyć, śpiewać, by podać drugiemu człowiekowi dłoń, by przyjść mu z pomocą. Po prostu: potrzeba ciała, by móc czynić dobro. Ono przestaje być wówczas nieosiągalną ideą. Przeciwnie, dzięki ciału dobro staje się czynem.
Ciało człowieka ma także swoją drugą stronę. Każdy człowiek wie, czym jest ból głowy lub zęba, czym konieczność leczenia choroby w szpitalu lub w domu. Wiadomo, że osoby dotknięte chorobą, czy niepełnosprawnością czasem cierpią podwójnie: z racji bólu, ale nierzadko i z racji niezrozumienia, różnych utrudnień i ograniczeń w życiu społecznym. Być może dobro zbyt często ciągle jest jeszcze kojarzone z nadziemską ideą (pod postacią pięknych słów, deklaracji, itp.), a zbyt mało jej po prostu w konkretnych czynach w codziennym życiu?
Odwołam się do przykładu. Kilka lat temu uczyłem się języka niemieckiego w Goethe Instytut. Do naszej grupy należał uzdolniony Argentyńczyk, który od pierwszego momentu zwracał na siebie uwagę innych. Był po prostu bardzo niskiego wzrostu. Tylko jeden raz poruszył on w rozmowie ze mną temat swojej choroby. Z jakimś ogromnym bólem w głosie powiedział do mnie: „wiesz, ludzie widzą we mnie lalkę, nie człowieka”. Tym jednym zdaniem powiedział tak wiele. Cierpienie spowodowane niezrozumieniem prowadzi do życia na uboczu, do życia z rezerwą. Tym, co potrafi nadmiar dystansu pozytywnie niwelować jest dobroć – dobre słowo, przyjazny uśmiech, ofiarowany drugiemu człowiekowi czas, akceptacja drugiego takim, jakim jest.
3. Znaczenie dobra w terapii
Antoni Kępiński napisał: „Lekarz nie leczy złamania nogi, choroby nerek, płuc, serca, lecz chorego ze złamaną nogą, chorego z uszkodzeniem nerek itp. Nie chodzi tu o odmianę słów, lecz o praktyczną i dość banalną uwagę, że leczymy chorego człowieka, a nie chory narząd. Złamanie kończyny identyczne w lokalizacji stanowi inny problem lekarski u dwudziestoletniego chorego niż u siedemdziesięcioletniego. Podobnie nie możemy mówić o chorobach «psychicznych» w przeciwstawieniu do chorób «somatycznych». Pojęcie «chorej duszy» jest równie fałszywe jak pojęcie «chorego ciała». Mamy do czynienia nie z chorym ciałem czy chorą duszą (psychiką), ale z chorym człowiekiem”[1]. Stąd też każdy chory człowiek jest jedyny i wymaga indywidualnego podejścia, podobnie zresztą jak osoba kochana czy nienawidzona jest zawsze jedyna[2]. Ta uwaga prof. Kępińskiego wskazuje na to, że oprócz bezpośredniej pomocy w chorobie, w niepełnosprawności, w cierpieniu, niezastąpioną rolę pełni zawsze zwyczajna ludzka dobroć. Terapia w tym kontekście oznacza: nieść dobro człowiekowi we wszystkich możliwych jego odmianach. Relacja lekarz-pacjent, pielęgniarka-pacjent, pracownik medyczny-pacjent jest szczególnego rodzaju. Mostem, którego nigdy nie powinno w tych relacjach brakować jest ludzka dobroć.
4. Dobro otrzymane w czwórnasób
Trzeba na powyższe zagadnienie spojrzeć także od innej jeszcze strony, a mianowicie poprzez pytanie: ile dobra ja sam doświadczam i odbieram w spotkaniu z chorym człowiekiem? Najdobitniej świadczą o tym przykłady wypowiedzi rodziców dzieci chorych i niepełnosprawnych. Z jednej strony życie postawiło ich przed sytuacją, której wcześniej nawet nie przypuszczali. Dla wielu z nich było to stanięcie twarzą w twarz z doświadczeniem lęku, obaw, załamań. Z drugiej opowiadają oni często o przemianie, jaka ich spotkała – przemianie myślenia, przemianie postrzegania świata, rozumienia w nowy sposób tego, co naprawdę ważne i tego, co drugorzędne. Dzięki własnym dzieciom przeżywającym cierpienie i chorobę ich najbliżsi nierzadko osiągają taką głębię, o której inni nie są zdolni nawet pomyśleć. Dzieci stwarzają (Sokrates skłonny byłby powiedzieć: rodzą) własnych rodziców. Ale podobnie jest w przypadku lekarzy, terapeutów, pielęgniarek. Wszyscy oni otrzymują szansę na pełniejszą perspektywę widzenia świata i na głębsze rozumienie sensu własnej egzystencji. „Kontakt z chorymi – napisał w swojej książce pt. Poznanie chorego A. Kępiński – otwiera przed człowiekiem jakby nowy, prawdziwy świat, wobec którego normalne kontakty towarzyskie, przyjęte normy zachowania się, maski itp. stają się nudne, bezbarwne i fałszywe”[3]. Funkcjonuje tutaj zasada: dając dobro tak naprawdę otrzymuje się w czwórnasób.
5. Odpowiedzialność za dobro
Dobro, o którym mówimy, nie jest sprawą prostą. Łatwiej przychodzi człowiekowi przyporządkowywanie i szufladkowanie innych, aniżeli zaufanie i otwartość. „Eugeniusz Minkowski w jednym ze swych odczytów wspominał o tym, jak na początku swej kariery psychiatrycznej przez kilka miesięcy mieszkał w jednym pokoju z chorym na schizofrenię. Po pewnym czasie przestał widzieć we współlokatorze pacjenta, a dostrzegał tylko drugiego człowieka, który go chwilami swym zachowaniem irytował i wyprowadzał z równowagi, a chwilami wzbudzał wiele sympatii i przywiązania”[4]. Dostrzegać człowieka znaczy zatem coś więcej niż zwyczajna umiejętność dokonywania rozróżnień wśród mnogości bytów. Francuski filozof Emmanuel Lévinas zauważył, że autentyczne dostrzeżenie człowieka, spotkanie z człowiekiem, łączy się zawsze z odpowiedzialnością. „Więź z drugim – napisał Lévinas – zawiązuje się tylko jako odpowiedzialność, niezależnie od tego, czy jest ona przyjęta czy odrzucona, czy się wie, czy nie, w jaki sposób przyjąć ją na siebie, czy można, czy nie, zrobić coś konkretnego dla drugiego. Powiedzieć: oto jestem. Zrobić coś dla drugiego, dać. To właśnie znaczy być duchem ludzkim”[5]. W ten sposób wezwanie do czynienia dobra staje się szczególnego rodzaju zadaniem, za które człowiek, według Lévinasa, zawsze i w każdych warunkach ponosi odpowiedzialność. Nie jest to «odpowiedzialność ciężaru i brzemienia», ale jest to przede wszystkim «odpowiedzialność wyzwania», odpowiedzialność za sprawę, która jest najbardziej moją sprawą, odpowiedzialność za dobro, którego nie wolno mi zaniechać ani zmarnować.
Ks. Józef Tischner napisał, że „dobro przejawia się w człowieku i poprzez człowieka”[6]. Dobro nie chce mieszkać w niedostępnym świecie idei. Przeciwnie, ono pragnie nieustannie być dzielone, dawane, przekazywane innym. Stąd też dobro potrzebuje ciała, potrzebuje rąk, nóg, oczu, uszu, strun głosowych. Dobro potrzebuje człowieka. Ono wzywa i apeluje. Czy uciekając od tego wezwania człowiek nie tylko oddala się od innych, ale przede wszystkim sam od siebie?
[1] A. Kępiński, Rytm życia, Kraków 1994, s. 276.
[2] Tamże, s. 159.
[3] Tenże, Poznanie chorego, Warszawa 1978, s. 194.
[4] Tamże, s. 23.
[5] E. Lévinas, Etyka i Nieskończony. Rozmowy z Philipp’em Nemo, tł. B. Opolska-Kokoszka, Kraków, s. 55.
[6] J. Tischner, Spotkanie z myślą Lévinasa, w: E. Lévinas, Etyka i Nieskończony. Rozmowy z Philipp’em Nemo, dz. cyt., s. 9.