Spis treści: |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Filozofia spotkania z człowiekiem umierającym |
|
|
KONFERENCJA:
PIELĘGNIARKA I POŁOŻNA
WOBEC UMIERANIA I ŚMIERCI
16.03.2012 – Poznań
Fot. Stefan Szary
1. Świadomość śmierci
Większość z ludzi nie pamięta chwili, w której po raz pierwszy pojawiło się w ich życiu pytanie o śmierć. Czy była to rozmowa z matką, czy z ojcem, a z może z jeszcze inną osobą? Co ją wywołało? Jakie emocje obudziły się w tamtej chwili? Może ta rozmowa wyglądała podobnie jak w filmie Biała wstążka austriackiego reżysera, Michaela Haneke[1], którego twórczość zawiera wątki filozoficzne i psychologiczne, w tym także zagadnienie śmierci. Czym jest śmierć? Co to znaczy, że ktoś umiera? Czy dotyczy ona wszystkich ludzi? Czy dotyczy także tych, którzy są nam najbliżsi i którzy tworzą nasz świat, zapewniając nam bezpieczeństwo, opiekę i miłość? Czy ja także umrę? Kiedy? W jaki sposób? Czy mam na to jakikolwiek wpływ? Czy to boli? Aż w końcu: czy jest coś po śmierci?
Duński filozof żyjący w dziewiętnastym wieku Søren Kierkegaard pisał: „Nikt spośród umarłych nie wrócił, nikt nie urodził się na świat bez płaczu; nikt się nie pyta człowieka, czy chce wejść, nikt nie pyta, czy chce wyjść”[2]. Dlatego ludzie mówią czasem, że „śmierć przychodzi nie w porę”. Niemiecki filozof Martin Heidegger w słynnych dziele Bycie i czas stwierdził, że śmierć jest „możliwością niemożliwości”[3]. Słowa: „możliwe, że…” wskazują na tajemnicę. Śmierć jest w pełnym tego słowa znaczeniu T a j e m n i c ą. Po śmierci, z jednej strony jest możliwe, że nic już nie jest możliwe – że jest tylko nicość. Ks. prof. Józef Tischner w komentarzu do tych słów Heideggera wyjaśnia: „Możliwość niemożliwości nie wyklucza swego przeciwieństwa, ona je nawet odsłania”[4]. To znaczy, że z drugiej strony jest także możliwe, że wszystko jest możliwe – że po śmierci możliwe jest na przykład dalsze życie. Francuski filozof Emmanuel Lévinas mówił o śmierci, że jest ona jak „odejście w nieznane, odejście bezpowrotne, «bez pozostawienia adresu»”[5].
2. Zagadnienie śmierci w zawodach medycznych
Świadomość śmierci, na co zwracają uwagę zwłaszcza psychologowie, jest „pierwotnym źródłem lęku, przed którym bronimy się za pomocą licznych mechanizmów psychicznych”[6]. Ludzie na różny sposób „uciekają” przed myśleniem o śmierci. Zmarły niedawno lekarz prof. Andrzej Szczeklik (zm. 03.02.2012 w Krakowie) mówił, że „nasza generacja wyparła śmierć ze świadomości. O śmierci się nie mówi. Nie ma dla niej miejsca w świecie, który zachorował na wieczną młodość”[7]. Ludzie zdają się żyć według zasady: gdy będę zbyt dużo myślał o śmierci, nie będę miał czasu na to, aby naprawdę żyć. Tego komfortu nie mają osoby wykonujące zawód lekarza, pielęgniarki, położnej, ratownika medycznego. Te profesje powiązane są bardzo silnie z dwoma najbardziej fundamentalnymi sprawami ludzkiego istnienia: z życiem i ze śmiercią, ochrona życia przed śmiercią, lecz nie tylko to, ale także troska o godną śmierć. „Najważniejsze jest nie to, by pacjent nie umarł, ale żeby ta śmierć była godna”[8] – powiedział dziennikarzom lekarz Piotr Wojcieszek. Trudno sobie nawet wyobrazić, co się dzieje w sercu i w psychice położnej, która jest świadkiem śmierci dziecka, bólu rodziców, najbliższych. Co przeżywa pielęgniarka, dostrzegająca granice, a nawet bezradność medycyny. Co przeżywają osoby pracujące na co dzień w hospicjach. Nie mają – z wyboru – komfortu możliwości ucieczki od śmierci. Dlatego ten wybór, wybór tych właśnie zawodów, jest tak szczególny i zarazem jest tak trudny.
3. Śmierć bliskiej osoby w szpitalu
Odniosę się teraz krótko do mojego doświadczenia sprzed dwóch lat. W marcu 2010 roku w szpitalu umierał mój starszy brat. Od pewnego momentu było wiadomo, że choroba nie daje za wygraną, że z dnia na dzień, a później już z godziny na godzinę, z minuty na minutę, stan był coraz trudniejszy. Czułem jedno: mając zdrowe ręce, nogi, umysł nie mogłem nic. I to samo widziałem u lekarzy i u pielęgniarek. Rozsadzająca człowieka od wewnątrz bezradność. Jestem wdzięczny lekarzowi Markowi K., której tamtej nocy pełnił dyżur. Ten człowiek swoją osobą, swoim spokojem, swoją autentyczną więzią współczucia, jakąś ludzką dobrocią, swoją cichą, spokojną, prawdziwą obecnością pomógł (nie wiem, jakiego słowa użyć) spokojnie przejść przez to doświadczenie. Nie wiem, czy się wtedy w sercu modlił, ale możliwe, że nawet tak było – a może zupełnie inaczej. W każdym bądź razie, od tamtej pory bardziej rozumiem, co znaczą słowa prof. Antoniego Kępińskiego, który pisał: „Są lekarze, którzy samą swą obecnością zmniejszają pogotowie lękowe chorego. W ich obecności chory czuje się spokojniejszy, zmniejsza się jego lęk przed śmiercią i cierpieniem, czuje się bezpieczny”[9]. Odnosi się to nie tylko zresztą do chorych. Oddziałuje także na bliskich, będących do końca przy ukochanej osobie.
Jestem wdzięczny pielęgniarkom. To była kolejna noc w szpitalu. Wcześnie rano. Śmierć brata. W głowie pytanie: co ja mam teraz po kolei robić? Ze mną był mój drugi brat. Podeszła pielęgniarka. Uspokoiła, że wszystko na spokojnie wyjaśni, wytłumaczy, co i jak po kolei należy uczynić. Nie mam negatywnego doświadczenia. Mam wdzięczność za ludzką dobroć. Może miałem szczęście, może nawet dużo szczęścia.
Wspomniany już wcześniej prof. Andrzej Szczeklik wskazywał na inne sytuacje: „Wiele razy widziałem, – mówił do dziennikarzy lekarz – jak ktoś umierał na korytarzu, na dostawce. Kończył życie, gdy przechodzili koło niego zajęci innymi sprawami lekarze, pielęgniarki, studenci, goście w zimowych płaszczach, inni w kapciach. Nie przyjmuję tłumaczenia, że winne są brak pieniędzy, korupcja, nieodpowiedzialny minister zdrowia. To sprawa zwykłej ludzkiej wrażliwości, w tym przypadku – lekarskiej”[10]. Wydaje mi się, że rozumiem, że wiem, co miał na myśli prof. Szczeklik mówiąc o „zwykłej ludzkiej wrażliwości”, mówił o potrzebie serca. Nie tylko rozum rozumie, czasem trzeba rozumieć sercem. „Serce ma swoje racje – pisał Blaise Pascal – których rozum nie zna”[11].
Najtrudniejszą sytuacją w szpitalu był czas poprzedzający śmierć. Z punktu widzenia osoby bliskiej, wszystko stało się nagle inne. Ta inność zachowania była niezwykle silnie dostrzegana. Oto nagle pojawiło się więcej milczenia, które nie zwiastowało nic dobrego. Widziałem trudność w znalezieniu właściwego sposobu zachowania wśród pielęgniarek: uśmiechnąć się, nie uśmiechać się, coś powiedzieć (jak zawsze dotąd), nie mówić nic… Jak w tej sytuacji okazać „zwykłą ludzką wrażliwość”? W czym ona ma się przejawiać? Wydaje się, że ten czas jest chyba najtrudniejszy.
4. Troska o godne umieranie
W ubiegłym roku jedna ze studentek postanowiła napisać pracę licencjacką na temat godnego umierania. W przygotowanej ankiecie postawiła czterdziestu studentom fizjoterapii między innymi pytanie o to, czym według nich jest godna śmierć? „Według badanych godna śmierć jest wtedy, – możemy przeczytać w pracy Ewy Matusiak – gdy odchodzimy ze świata w:
a) ciszy i spokoju,
b) pojednaniu z Bogiem,
c) godnych warunkach,
d) wśród bliskich” [12].
Prof. Antoni Kępiński pisał: „Umiera człowiek, ale zostaje po nim słowo, specyficzny dla niego gest, klimat uczuciowy, który wokół siebie roztaczał, a więc jego jakby symbole, które zostały swego czasu rzucone w świat otaczający i w tym świecie się zatrzymały, podczas gdy ciało przestało istnieć”[13]. Czy jest coś większego niż śmierć? W Biblijnej księdze Pieśni nad Pieśniami napisano: „Jak śmierć potężna jest miłość”[14]. O miłości w kontekście terapeutycznym pisał Kępiński: „Miłość jest jednym z najsilniejszych antidotów na uczucie lęku, dlatego tak ważną odgrywa rolę w relacjach pacjenta z lekarzem, pielęgniarką (…). Nieraz spojrzenie lekarza, jego uspokajające słowo, gest, dotknięcie ręki przynoszą ulgę choremu, zmniejszają jego napięcie lękowe, a nawet odczuwanie bólu. W ten sam sposób leczniczo działają też niektóre pielęgniarki; ich działanie jest może ważniejsze, gdyż znacznie częściej niż lekarz stykają się z chorym”[15].
Zakończenie
Nie jest zadaniem filozofa pouczać. Zadaniem filozofa jest wskazywać. Nie wiem, czy udało mi się wskazać jakiś właściwy kierunek. Bardzo chciałem w refleksji o śmierci, w refleksji o T a j e m n i c y, rozjaśnić choć trochę zagadnienie sensu życia, sensu cierpienia, a zwłaszcza sensu obecności przy osobie, która „odchodzi w nieznane”, „odchodzi nie zostawiając nam adresu”, „odchodzi w jakiś sposób z nami pozostając”. Dwie sprawy wydają się być niezwykle istotne: „zwykła ludzka wrażliwość” i pełne dobroci, uspokajające słowo, gest, dotknięcie dłoni.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|