Stefan Szary
  PIĘKNO I MĄDROŚĆ JAPONII - KAŻDY MA WŁASNE KIOTO
 


KAŻDY MA WŁASNE KIOTO
PIĘKNO I MĄDROŚĆ JAPONII

z podziękowaniem dla Mitsue



Fot. S. Szary, Ogród Japoński we Wrocławiu, 2022
 
  

       Japonia – kraj wschodzącego Słońca i kwitnącej wiśni. Państwo wyspiarskie położone na zachodnim Pacyfiku wzdłuż wschodnich wybrzeży Azji. Lot z Warszawy do Japonii trwa średnio około 12 godzin. Jednym z symboli Japonii jest leżący na wyspie Honsiu szczyt Fudżi (Fuji-san – 3776 m n.p.m.). To czynny stratowulkan i najwyższa góra znajdująca się około stu kilometrów na południowy zachód od Tokio, święta góra dla wyznawców shintō.

W Japonii, jak w żadnym innym miejscu na świecie, wszystko zdaje się przemawiać symbolami. „Jesteśmy – pisze Alex Kerr – otoczeni symbolami, które starają się coś nam zakomunikować, a jeśli nie możemy odszyfrować tej wiadomości, nigdy nie domyślimy się znaczenia czy celu tego, na co patrzymy”[1]. Przesłanie ku człowiekowi kieruje Natura: góry, lasy, kwiaty, pszczoły. Ważny przekaz zawarty jest w dziełach ukształtowanych przez człowieka – we wspaniałych ogrodach, świątyniach, cmentarzach, domach. Wreszcie, pełną symboliki jest japońska kaligrafia, malarstwo, teatr, muzyka, ceremonia herbaty, religia, wierzenia. Bijącym sercem coraz bardziej pochłanianej komercyjnym stylem życia Japonii, wciąż pozostaje malownicze Kioto. Miasto jak żadne inne, jedyne i niepowtarzalne. To w nim doświadczyć można «japońskości Japonii», pod warunkiem, że człowiek skieruje swoje oczy, nastawi swój słuch i otworzy serce w taki sposób, by móc dostrzec w cieniu i usłyszeć w szepcie przekaz kierowany «tu i teraz» tylko do niego.

Japonia to historia cesarzy, siogunów, samurajów. Słynny kodeks Bushido nie zawiera abstrakcyjnej wiedzy, prawa czy nawet etyki, lecz jest paideią – opisem kultury duchowej, której celem jest kształtowanie i doskonalenie charakteru: sprawiedliwości, męstwa, wytrwałości, dobroci, współczucia, grzeczności, rzetelności, prawdy, honoru, opanowania, wierności. „Niegodnym samuraja – wyjaśnia Inazo Nitobe – było okazywać miną, co się dzieje w jego duszy. «Nie objawia niczym radości lub gniewu», powiadano – i tym zdaniem określano człowieka o wybitnym charakterze”[2]. Japonia to także malarstwo i drzeworytnictwo Hokusai, koncerty wykonywane pod dyrekcją Seiji Ozawy, subtelna gra gitarzystki klasycznej Kaori Muraji czy też arcydzieła filmowe Akiry Kurosawy. Japonia wzbudziła mój zachwyt, którego nie chcę zatrzymywać jedynie dla siebie, lecz pragnę się nim podzielić, bowiem do natury piękna, prawdy i dobra należy to, by się nimi dzielić z innymi. Jestem głęboko przekonany, że piękno i mądrość kraju kwitnącej wiśni warte są zwrócenia nań baczniejszej uwagi.

W albumie „Momiji, Kyoto Walk”, który otrzymałem od moich japońskich przyjaciół – poznaliśmy się przed laty w niemieckim miasteczku Schwäbisch Hall, gdzie chodziliśmy do Goethe Institut, by uczyć się języka, w którym porozumiewamy się do dziś – zamieszczono doskonałe fotografie Mizuno Katsuhiko (ur. 1941), ukazujące niepowtarzalne piękno ponad stu świątyń znajdujących się w Kioto. Równie piękne fotografie autorstwa Fukushimy Umona zdobią album „Kyoto Sakura Ensemble – blooming cherry trees in Kyoto”, który otrzymałem kilka lat wcześniej. W zrozumieniu wyjątkowości Japonii, a zwłaszcza Kioto, pomagają mi książki napisane przez Alexa Kerra: „Japonia utracona” (wyd. polskie 2019) i „Inne Kioto” (wyd. polskie 2021), a także ciekawe publikacje opisujące ten kraj.



 

Niezależnie od tego, czy zwiedzamy zabytki w Europie, w Ameryce czy w Azji, są one często pozbawionymi ducha atrakcjami turystycznymi, w których dawniej tętniło życie wspólnot klasztornych czy arystokratycznych rodów. Dziś, z jednej strony turyści, z drugiej opiekunowie troszczący się o miejsca zabytkowe, z trzeciej, sklepiki i kramy pełne souvenirów: od pocztówek i magnesów, po pamiątkowe noże, miecze, kubki i figurki. Czy Kioto proponuje coś innego? A jeśli tak, to co? Można odnieść wrażenie, że w Kioto dosłownie zatrzymał się czas: świątynie, tak jak dawniej, wciąż są prawdziwymi świątyniami. W klasztorach nie tyle historycy opowiadają turystom o dawnych czasach, ile jest się świadkiem duchowego życia «tu i teraz». „W Kioto – pisze Kerr – praktykujący mnisi i kapłani prowadzą setki religijnych przybytków wszelkich rozmiarów, a miliony Japończyków nadal głęboko wierzą w religijne prawdy. Siedziby szkół ceremonii herbaty, teatru nō czy kompozycji kwiatowych znalazły swoje miejsce we współczesności”[3].

    Jak już wspomniano, Kioto przemawia symbolami. Odwiedziny większości miejsc wymagają prostej czynności – przejścia przez bramę. Symbolika bramy jest wieloznaczna, ale cechą wspólną pozostaje wyraźne wskazanie na dwa światy: ten przed i ten znajdujący się za bramą. Dwa światy jak: życie i śmierć, stare i nowe, sacrum i profanum, początek i koniec, życie przed i po przebudzeniu, przed i po oświeceniu…




Człowiek oświecony to nie tyle osoba, która zdobyła kolejny awans w firmie czy osiągnęła wyższy stopień naukowy, lecz jest to ktoś, kto wyzwolił się od najpowszechniejszych form zniewolenia: pożądania, gniewu i niewiedzy. Strona formalna nie odgrywa tu większego znaczenia, najważniejsze jest kształtowanie wnętrza. „W zen – wyjaśnia Kerr – na przykład w Daitoku-ji – wciąż żywa jest tradycja, zgodnie z którą ten, kto chce wstąpić do świątyni jako uczeń, stoi przed bramą przez trzy dni, czekając, aż wyjdzie do niego mnich, by go przyjąć”[4]. Życie polega na dojrzewaniu, a ono staje się coraz bardziej obce w cywilizacji pośpiechu, roszczeń i niecierpliwości. A przecież nie wszystko jest sklepikiem z pamiątkami. Przejście przez bramę i zrozumienie przesłania zawartego w tym wydarzeniu, jest tym, co najważniejsze. Stąd tak ważny jest czas, by móc dojrzeć, by uczeń mógł zrozumieć, co jest naprawdę istotne, a co jest drugorzędne. Przejście przez bramę wskazuje także na to, że życie można przeżyć bezmyślnie, lekceważąc w nim to, co istotne, a goniąc jedynie za błahostkami.

Innym ważnym symbolem Kioto opisywanym przez Kerra są bramy bez murów, bez drzwi – torii. Stoją samotnie pośrodku przestrzeni i zapraszają każdego bez wyjątku do przeżycia związanego z przejściem przez nią. Za torii znajduje się miejsce wyjątkowe – miejsce święte. Kerr wyznaje: „Niesamowite, ale to działa. Torii mają nadprzyrodzoną moc. Symbolem Kioto dla wielu osób jest wielka brama torii u wejścia do chramu Heian. Choć oczywiście przynależy do chramu, sprawia wrażenie, jakby była bramą do miasta”[5]. Nie inną, ale również symboliczną rolę, pełnią mury, które w nawiązaniu do tradycji buddyjskiej, bronią wewnętrzny świat przed zewnętrznym chaosem.

        Przywołane wyżej przykłady wyraźnie wskazują na wszechobecność symboliki w przedmiotach codziennie widzianych, mijanych, używanych. Ich zwyczajność może – niestety – nie wzbudzać większej uwagi, a wówczas rozczarowany turysta stwierdzi: „nic ciekawego” i skieruje swoje kroki ku kramom. Nie mam nic przeciwko sklepikom z pamiątkami, przeciwnie, sam bardzo je cenię, od lat bowiem zbieram pocztówki, chodzi jedynie o to, by nie pomijać tego, co najcenniejsze. A więc Kioto dla pewnej grupy turystów może okazać się miejscem niezrozumiałym, nieciekawym, a nawet nudnym. Sztuka bycia w Kioto polega na umiejętności patrzenia, które widzi, a zarazem czuje i słyszy. W Kioto, to co najważniejsze, skrywa się poza słowami, a zarazem jest tak blisko, jak to tylko możliwe.


       W społeczeństwach Zachodnich zbudowanych w pewnej mierze na strategii zdobywania, panowania, pragmatyzmu i utylitaryzmu, wciąż – takie przynajmniej odnoszę wrażenie – dominuje ideał bycia najlepszym, najdoskonalszym, perfekcyjnym. Gdy się takim nie jest, z powodu tego pragnienia i niemożności jego zaspokojenia, pojawia się niebezpieczeństwo popadnięcia co najmniej w nerwicę. Niebezpieczeństwo to doskonale opisywała w swoich pracach Karen Horney.

        W Kioto podstawowa idea jest inna: wartością jest niedoskonałość. Jak symbole zawarte są w tym, co proste, zwyczajne, codzienne, podobnie doskonałość skrywa się w niedoskonałości. Piękno jest nie tyle poza-światem, w Platońskiej krainie doskonałych idei, w świecie najlepszych wyników i rekordów, gdzie ideał, to ostatecznie coś na ziemi nieosiągalnego, lecz kryje się w zwyczajności, takiej, jaką ona jest. „W sztuce – zauważa Kerr – obawiamy się zwyczajności. Nijakości zaś unikamy za wszelką cenę. A przecież spośród wszystkich narodów świata to właśnie Japończycy docenili nijakość i wynieśli ją na piedestał”
[6]. W Kioto to, co piękne, nie znajduje się za grubą pancerną szybą, obłożoną systemami alarmowymi, lecz dostępne jest na wyciągnięcie dłoni; bywa przykurzone, pozostawione w cieniu, może nawet w ciemnym niewidocznym miejscu i tylko delikatnie migoczący od czasu do czasu złoty detal, przywołuje wzrok uważnych, budząc ich zainteresowanie. A zatem zwyczajność, subtelność, delikatność, ukrycie w milczeniu. Dlaczego warto wejść do ogrodu zen? Ponieważ – pisze Kerr – „są pomocą w medytacji, służą za drogowskazy na drodze do oświecenia”[7]. Stwarzają możliwość spotkania ze sobą i zastanowienia się nad własnym życiem.


 

Pamiętam swoje ogromne zdziwienie, gdy zobaczyłem jak najpierw stłuczono ceramiczną miseczkę do herbaty, a następnie z anielską cierpliwością i w najwyższym skupieniu zaczęto ją sklejać. Miejsca stłuczeń pokryto złotem, srebrem lub platyną. Sztuka, a raczej filozofia kintsugi, (kintsukuroi) to nie tylko wysiłek zmierzający do ocalenia tego, co uległo zniszczeniu, w rozumieniu naprawienia czegoś, co uległo zepsuciu, lecz to trud dążący do uszlachetnienia, do upiększenia, do stworzenia niejako na nowo. Symbolika kintsugi w odniesieniu do życia człowieka jest dla mnie jedną z najpiękniejszych metafor, wyrażonych cierpliwym czynem poza słowami. Stłuczone kawałki, które zazwyczaj lądują w śmietniku, tutaj zostają ocalone, połączone znów razem i uszlachetnione… Jak zmarszczki na twarzy człowieka, któremu można zaufać, gdyż wiele przeszedł, a więc zrozumie. Jego zmarszczki nie są powodem do ukrycia, przeciwnie, są jak złoto, srebro i platyna, ponieważ wskazują na to, że życie człowieka było roztłuczone takimi lub innymi wydarzeniami, a mimo to, nastąpiło scalenie, powstanie, uszlachetnienie – jak u Dostojewskiego – zmartwychwstanie. Piękno w tym znaczeniu, to nie tyle abstrakcyjna kategoria estetyczna, nie towar za tysiące czy nawet miliony dolarów, lecz bezcenność ocalenia i uszlachetnienia, mimo wszystko...

To, co najcenniejsze, jest często tak blisko człowieka, że nawet tego nie zauważa. Ma wprawdzie otwarte oczy, lecz tego, co najważniejsze, nie widzi. Dlatego w Kioto ważne jest zwrócenie się ku sobie, dostrzeżenie kokoro – serca[8] i usłyszenie w nim przesłania: „Jeśli myślisz, że tego nie ma, to jest. Jeśli myślisz, że jest, to nie ma”[9].



 

Symbolikę Kioto zawartą w murach, bramach, ogrodach, w Naturze i w sztuce odczytuję jako zaproszenie do spotkania z sobą. Każdy bowiem ma swoje własne Kioto. Kioto to miejsce, w którym zatrzymał się czas, a obecne jest trwanie. To miejsce, dzięki któremu człowiek może być naprawdę sobą. Sprawą do osobistego rozstrzygnięcia pozostaje pytanie, czy najpierw należy odkryć Kioto we własnym sercu, a następnie wyruszyć w podróż do Japonii, czy też wpierw odwiedzić kraj wschodzącego Słońca, a następnie Kioto szukać w sobie.


Fotografie: Autor
13.04.2021


[1] A. Kerr, Inne Kioto, tł. A. Pikul, Kraków 2021, s. 185.
[2] I. Nitobe, Bushido. Dusza Japonii, tł. W. Nowakowski, Bydgoszcz 2020, s. 79.
[3] A. Kerr, Inne Kioto, dz. cyt., 297.
[4] Tamże, s. 17.
[5] Tamże, s. 47.
[6] Tamże, s. 114.
[7] Tenże, Japonia utracona, tł. M. Kniecińska-Decker, Kraków 2019, s. 194.
[8] Tenże, Inne Kioto, dz. cyt., s. 212.
[9] Tenże, Japonia utracona, dz. cyt., s. 267. 

 
 
   
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja