Spis treści: |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
E. STACHURA: WEZWANIE DO POWSTAWANIA Z MARTWYCH - CZĘŚĆ I |
|
|
WSZYSTKO JEST POEZJA
EDWARDA STACHURY - WEZWANIE
DO POWSTAWANIA Z MARTWYCH
Fot. Autor. Warszawa 2017
„Kiedy zaś jest poezja – wszystko jest poezja:
wszystkim jest poezja i wszystko jest poezją
– poeci też są poezją.
Prawdziwy poeta nie jest poetą.
Prawdziwy poeta jest poezją” [1].
„Wszystko jest poezja”
Sercem poezji jest natchnienie. Lecz nie chodzi o chwilę weny do tworzenia, wszystko jedno czy do pisania, czy do rzeźbienia, czy do komponowania, lecz chodzi o umiejętność przeżywania życia, składającego się z różnorodnych doświadczeń. Liryka życia jest doświadczaniem egzystencji ponad schematami, uproszczeniami, ułatwieniami; jest prawdziwym życiem, które rozpina się między rozpaczą a nadzieją, między nie-byciem a byciem, między bestialstwem a heroizmem.
Szczególne słowa na ten właśnie temat napisał Edward Stachura w powieści „Cała jaskrawość”: „żyjąc w natchnieniu tym nieustającym jak bicie serca, krążenie krwi czy łapanie powietrza, zwyczajna jakaś czynność nabierała niezwyczajnych barw, przestawała być zwyczajna, nabierała takiej wagi, blasku i splendoru, tak straszliwej radości i smutku, że oddawałem się tej czynności bez reszty. Absolutnie. Jakby wieczyście. Na zawsze”[1]. Życie w natchnieniu.
Głoszenie tego przesłania stało się pewnego rodzaju misją życiową Edwarda Stachury. Zostało ono rozwinięte w eseju „Fabula rasa”, nad którym pragnę wraz z Czytelnikiem przez chwilę się zastanowić. Wcześniej jednak niezbędne jest jedno wyjaśnienie. Jedynym celem jakiegokolwiek opracowania na temat twórczości Stachury może być tylko i wyłącznie zachęta do osobistej lektury jego utworów, zarówno tych napisanych wierszem, jak i tych, napisanych prozą. Takie też zadanie stawiam sobie w niniejszym artykule: zaprosić Czytelnika do osobistego spotkania z człowiekiem o wyjątkowej wrażliwości, który chwilami jest szczerym do granic, odkrywając przed nami to, co najczęściej traktujemy jako niedostępne i małoistotne.
Część pierwsza
1. Fabula rasa. Rzecz o egoizmie
Od najmłodszych lat tłucze się ludziom do głów, że książki są po to, aby je czytać. To oczywiste. Ale czy jest tak bezwzględnie w każdym przypadku? Czy jest tak również wtedy, gdy do ręki bierzemy „Fabula rasa”? „Ta książka nie jest do przeczytania”[2] – wyjaśnia Stachura. Nie do przeczytania? To po co jest ta książka? – pytamy albo ze złością spowodowaną tym, że ktoś narusza święty, od dzieciństwa przestrzegany, porządek, albo z filozoficznym, nieco przekornym, zaciekawieniem. „Ta książka jest do odkrycia.” – pisze Stachura i tłumaczy dalej: „Co jest w tej książce do odkrycia? To między innymi, ale przede wszystkim, że każda książka jest zawsze tylko książką; że wszystkie słowa są zawsze tyko słowami, nigdy nie są tym, co – z mniejszym lub większym popisem – usiłują opisać”[3]. A więc jest niewypałem, czymś nieudanym. Ostatecznie nie ukazuje tego, co chciano przedstawić. Dlaczego zatem Stachura zdecydował się w ogóle ją opublikować?
Autor wykonał swoje zadanie tak, jak je wykonał i oto teraz tekst leży przed moimi oczami. Ale przecież Stachurze nie chodzi o książkę, jemu zależy na mnie. Problemem nie jest książka i jej ewentualne powodzenie, problemem do przemyślenia jest moje życie. O największym zagrożeniu, jakie może pojawić się w życiu człowieka, krótko i konkretnie napisał Stachura na ostatniej kartce owej książki: „Bo najłatwiej jest przegapić to, o czym nie ma się zielonego pojęcia: życie”[4]. Autor próbuje zatem opisać życie, zwracając wyraźnie uwagę na to, że nie chodzi tutaj o opis, lecz chodzi o rzeczywistość, która zaczyna się wtedy, gdy przestajemy się nim, to znaczy opisem, zajmować. Stąd na samym początku wyrażone zaproszenie: „Komu w drogę, temu teraz”[5]. W drogę? Dokąd? Ku czemu? Czy daleko?
2. Homo viator – człowiek włóczęga
Edward Stachura podróżował wiele, był w Meksyku, Jugosławii, Syrii, Norwegii, Szwajcarii, Francji, Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, nie licząc wędrówek po polskiej ziemi. A jednak nie o takie podróże mu chodzi, gdy zaprasza Czytelnika na szlak. Wszystkie wycieczki i wojaże bledną w obliczu tej, do której on zaprasza: „Przed wszystkimi podróżami: w Bieszczady, na Jukatan, do Patagonii, dookoła świata, na biegun północny południowy, na Księżyc, na Marsa, na Wenus, dokądkolwiek, przed wszystkimi tymi podróżami – jest jedna prawdziwa podróż i absolutna: w głąb siebie. Głową w dół do krateru, na samo dno wulkanu. Żeby umrzeć”[6]. To ostatnie zdanie poraża. Jak to, żeby umrzeć? Najważniejszą potrzebą o jakiej zgodnie mówią psychologowie jest potrzeba bezpieczeństwa. Czyż śmierć nie jest największym zagrożeniem, przyprawiającym o bojaźń i drżenie? Zaufać Stachurze, czy się wycofać. To zaproszenie, czy może kuszenie? Autor „Bojaźni i drżenia”, duński filozof Søren Kierkegaard pisał między innymi o odwadze do podjęcia ryzyka, o odwadze do skoku. W ciemność? W nieznane?
W życiu rzadko kiedy ma się do czynienia z pewnością jasną i wyraźną o której marzył Kartezjusz. Częściej staje człowiek wobec albo-albo. Jaka jest zatem decyzja? Iść dalej z Edwardem Stachurą, aż na samo dno wulkanu? Na śmierć? Żeby umrzeć? W głąb siebie? Czy zawrócić?
3. Γνώθι σεαυτόν – poznaj samego siebie
Do podróży w głąb siebie wzywał Sokrates, Budda, Chrystus, Kierkegaard, Nietzsche, Hesse. Wzywa też Stachura. Nikt nie może przeżyć mojego życia za mnie. Nikt nie może stać się mną. Swoje życie każdy musi przeżyć sam, na własną odpowiedzialność. Można próbować zrzucić ją z siebie, stając się jednym z wielu i żyć w myśl zasady: wszyscy tak robią, wszyscy tak mówią, wszyscy tak myślą, ale nawet ten wybór, wybór konformizmu życiowego, wpisany zostaje na moje własne konto. Podobnie jest z pragnieniem poznania siebie. Albo zrobię to sam, albo nigdy się nie dowiem, kim jestem. Nikt nie może tego zrobić oprócz mnie. Albo ja – albo nikt. Pisze Stachura: „Nikt ci nigdy nie odkryje, kim jesteś, kim jest twoje Ja, którym jesteś. Żadne święte księgi, żaden mędrzec, żaden prorok, żaden nawiedzony, żaden guru, żaden analityk, psychoanalityk, dogmatyk, pragmatyk, gramatyk i tak dalej. Ty sam i tylko ty sam możesz to odkryć, w sobie odkryć, bo tylko ty sam możesz zaobserwować, jaki naprawdę jesteś. Pytania zatem stawiaj sam sobie i sam sobie na nie odpowiadaj. Nie możesz nic naprawdę poznać, nim siebie nie poznasz, nim nie poznasz poznającego. Niczego nigdy naprawdę nie dowiesz się, nim nie dowiesz, się, kim jesteś, kim jest Ja, które chce dowiedzieć się. Bez tego nigdy nic nie będziesz naprawdę wiedzieć, a wszystko będzie wydawać ci się. Wydaje ci się, że zaszedłeś bardzo daleko i bardzo wysoko w poznaniu świata, a ty – nie wiedząc kim jesteś – po prostu nie ruszyłeś z miejsca. To przecież jasne. Jak słońce za chmurami. Trzeba ci poznać chmury, żeby je rozproszyć i żeby odsłonił się widok nad widoki, i żeby mogła objąć i oświetlić cię jasność rozumienia”[7].
Gnothi seauton – słynne wezwanie do poznawania siebie, umieszczone na frontonie świątyni Apolla w Delfach, mimo minionych stuleci, nie straciło nic ze swojej aktualności. I choć zdarzały się w miejscach nawet tak szczególnych jak świątynie przekupstwo, kupczenie, sprzedawanie odpustów, – które wzburzyły Chrystusa, Lutra i wielu innych reformatorów, walczących o właściwe rozumienie religii – to do świątyni ludzkiego serca takie rzeczy nie mają dostępu. „Każdy może wejść do ogrodu życia, – pisze Stachura – ale każdy sam. Machinacje, protekcja, przekupstwo – to tu nie istnieje. Więc każdy sam. I prawdziwie wam się mówi, przytomnie i niezłomnie: to nie jest trudne”[8]. Nawet psychoanalityk musi przyznać, że ostatecznym interpretatorem marzeń sennych nie jest nikt z zewnątrz, lecz jedynie sam śniący. Podobnie z poznaniem siebie. Ono jest owocem wewnętrznej pracy tego, kto chce poznać siebie i rzeczywiście siebie poznaje.
Najważniejszą sprawą, na jaką Stachura zwraca uwagę, jest wezwanie do przebudzenia, do otwarcia oczu, do powtórnych narodzin, do prawdziwego życia. Cóż może powstrzymywać człowieka przed poznaniem siebie? Strach przed sobą? Obawa przed tym, co się zobaczy? Lęk przed rozczarowaniem? I znów: albo-albo. Albo niewiedza i życie śnione dalej, albo ryzyko przebudzenia po to, by móc zacząć naprawdę żyć. Porada Stachury: „Pochylić się nad sobą, pochylić się w sobie i uważnie wsłuchać się w siebie, uciszyć rozum umysłu z hałasu myśli, ostudzić serce umysłu z fałszywego zapału uczuć, wydobyć się, wypaść z zakrzepłej, zatęchłej, zapadłej, przepadłej koleiny schematu i biegiem na przestrzał przez bezpańskie pola, przez bezdroża, wertepy, manowce; dać się objąć, dać się ogarnąć przez życiodajną atmosferę – to jest trudne. Tylko to jest trudne. Wszystko inne jest proste. Nie do wiary proste. Nie do wyobrażenia proste. Nie do wyśnienia proste”[9].
Kto nie chce, lub nie może już iść dalej, ten może się wycofać, może zawrócić. Będzie jak więzień z jaskini Platona, przed którym pojawiła się możliwość wyjścia na zewnątrz, na wolność, on jednak – w odróżnieniu od opisu greckiego filozofa – nie ryzykuje, siada pod murem, i jak dotąd tkwi w kajdanach prowadząc życie uwięzionego. A co z tym, który zaryzykuje? Co zobaczy, gdy wyjdzie z jaskini? Czego się dowie? Co zrozumie?
4. Οἶδα οὐδὲν εἰδώς – „Wiem, że nic nie wiem”
Spoglądając na pozostawioną za sobą jaskinię wyzwolony człowiek zaczyna powoli rozumieć, że w tak zwanym życiu jest się często niewolnikiem złudzeń, mniemań, przypuszczeń, domysłów, przesądów, „prawd obiektywnych” – nieczułych na świat serca i na świat rozpaczy i rozkoszy. Co naprawdę wiemy o życiu? Co naprawdę wiemy o sobie? Sokrates wyraźnie powiedział: „Wiem, że nic nie wiem”. I gdy tylko wydaje mi się, że coś wiem, to wiem, że nie wiem, że mi się tylko wydaje, że wiem i nic ponad to. W duchu Sokratesa kontynuuje Stachura: „Nie wiecie, kim jesteście. Więc nie wiecie nic. Nie wiecie nawet tego nic. Bo wiedzieć nic to początek mądrości. Od wiedzieć nic się zaczyna wiedzieć wszystko (wiedzieć, nie wydawać się wiedzieć). Biada wam, co wydaje się wam wiedzieć wszystko. Biada wam, co nie chcecie, co chcecie nie chcieć siebie poznać. Biada wszystkiemu, co chcecie, bo wszystko, co chcecie, to trwać jako fałszywi żywi, jako martwe płody, jako nieszczęśliwe potwory, które tylko dlatego są potworami, że nie wiedzą, że nimi są. Nie możecie sobie wyobrazić, co to jest: poznać siebie”[10].
Wszelka wiedza, im bardziej pragmatyczna, tym więcej bezużyteczna. Nie, to nie jest przejęzyczenie, ani błąd, ani sprzeczność. To, co najważniejsze, najczęściej jest przeoczane, umniejszane, unieważniane. Stawia się budowle bez fundamentów. Są tytuły, godności, ordery, lecz nie ma człowieka. Zaczyna się od niewłaściwej strony głosząc wszem i wobec, że tak właśnie ma być. A Stachura wbrew powszechnie przyjętemu złudzeniu wzywa: „poznajcie siebie; zacznijcie od początku, nie możecie go przeskoczyć; jeżeli go przeskakujecie, to wam tylko wydaje się, że go przeskoczyliście, w rzeczy samej nie poruszyliście się z miejsca”[11]. Człowiek dalej śpi, pozór myli z prawdą, a sprawy wielkiej wagi z błahostkami. Ludzie samych siebie tytułują wielkimi, w ogóle nie rozumiejąc słów Chrystusa: „kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim”[12]. Te proste zasady o pierwszeństwie pokory zostały wypowiedziane przez Sokratesa i przez Chrystusa już przed wiekami. Okazuje się jednak, że ludzie wolą zmienić świat, wymyślając cudowne urządzenia cyfrowe, komputery, smartfony i setki innych funkcjonalnych przedmiotów, aniżeli poznać siebie i prawdziwą, a zarazem bardzo prostą mądrość – mądrość o pokorze.
5. Mądrość
W ciągu wieków powstało wiele rozważań na temat mądrości. W każdej epoce wskazać można przykłady ludzi mądrych, świętych, godnych naśladowania. Szkoły, uczelnie, uniwersytety powstawały w nadziei na poszerzanie wiedzy, prawdy, mądrości. Czy można to wszystko przekreślić jednym łatwym ruchem ręki? Jeśli już tego za wiele, można zawrócić, ale można także zrobić kolejny krok razem z Edwardem Stachurą, który na temat mądrości napisał tak: „W książkach nie ma mądrości. Bo jeżeli jest, to może to być tylko opis mądrości. (…) Opis mądrości jest opisem jak każdy inny opis. Nigdy nie jest tym, co opisuje. Bo nie może być. Opis zawsze pozostaje tylko opisem. Także opis mądrości. Żeby zobaczyć mądrość, jest nieodzowne wyjść poza opis, jest nieodzowne przekroczyć opis, to znaczy zdemaskować opis, to znaczy skonstatować, że opis jest i pozostanie zawsze tylko opisem, że nigdy nie jest i nigdy nie będzie tym, co opisuje lub co mu wydaje się opisywać. To może uczynić tylko człowiek żywy, człowiek mądry. (…) Ten, kto taki opis czyta lub takiego opisu słucha, może w sobie ten mrok, tę przed-mądrość, tę nie-mądrość odkryć. I to wystarczy. Bo to jest właśnie mądrość”[13]. Opis czegoś jest tylko opisem i opis czegoś jest aż opisem. Niczym więcej i niczym mniej. Mądrość nie jest czymś, co człowiek może posiąść i mieć. Mądrość jest raczej tym, czego się nie ma. Dlatego, według Platona, ani bogowie ani głupcy nie filozofują, to znaczy, nie dążą do mądrości. Ci pierwsi – jako bogowie – w sposób naturalny ją mają, ci drudzy – głupcy – są przekonani o tym, że jej w ogóle nie potrzebują. Podobnie jak Platon pisze Stachura:
- Kim jest mędrzec?
- Mędrzec jest głupcem.
- Jak? Nie dosłyszałem.
- Mędrzec jest głupcem. Można śmiało i bezbłędnie tak powiedzieć.
- Jakżeż to?
- Głupiec widzi, że jest głupcem – i oto rodzi się mędrzec”[14].
Źródłem mądrości jest pokorne poznawanie prawdy o sobie. Mędrzec nie ocenia, mędrzec nie przekonuje, mędrzec nie poucza, mędrzec nie mówi, że trzeba tak lub inaczej. Cóż zatem robi mędrzec? Patrzy, wiedząc, że nie widzi. Słucha, wiedząc, że nie słyszy. Próbuje zrozumieć, wiedząc, że nie rozumie. Patrzy, słucha, myśli i milczy. Jeśli otwiera usta, aby coś powiedzieć, to jest to pytanie – proste, pokorne, naiwne, które uświadamia właśnie to, że patrzę, a nie widzę, słucham, a nie słyszę, próbuję zrozumieć, a nie rozumiem. Głupiec widzi, że jest głupcem, widzi także, że opis jest tylko opisem, i że próba jest tylko próbą, że tytuł, dyplom i zaszczyty są tylko nimi i niczym więcej. Mądrość zaczyna się od głupoty. I dalej Stachura: „Widzenie zaczyna się od ślepoty. Słyszenie zaczyna się od głuchoty. Radość zaczyna się od bólu. Zdrowie zaczyna się od choroby. Życie zaczyna się od śmierci. Nie ma odwrotnie. Kiedy się raz przejrzało, już się nigdy nie wraca do ślepoty. Kiedy się raz usłyszało, już się nigdy nie wraca do głuchoty. Kiedy się raz zrozumiało, już się nigdy nie przestaje rozumieć. Kiedy się raz zostało zdrowym, już się nigdy nie zapada na żadną chorobę. Kiedy się raz urodziło się żywym, już się nigdy nie umiera. Jeżeli ty umierasz, oznacza to, że twoje życie nie jest prawdziwym życiem. Bo życie nie prowadzi do śmierci. Nigdy. Śmierć prowadzi do życia. Nie ma odwrotnie. Taki jest nieśmiertelnie żywy porządek życia”[15].
6. „Kto chce zachować swoje życie, straci je”
Cóż można powiedzieć o życiu? Jeśli to możliwe: to nic. Najlepszy opis życia jest tylko opisem i niczym więcej? A samo życie? Trzeba je wydobyć z abstrakcji, to jest śmierci gadania, na poziom egzystencji, to jest życia. Prostymi zdaniami wyjaśnia Stachura: „Pozostaje żyć. Po prostu i cudownie: żyć. Nie: chcieć żyć, lecz: żyć. Jeżeli ktoś chce żyć, to znaczy, że chce żyć, a to znaczy, że nie żyje. On nie żyje. On chce żyć. Kto chce żyć, boi się własnego cienia. Boi się wszystkiego. Życie w lęku nie jest życiem. Prawdziwe życie i lęk nie chodzą pod rękę jedną drogą pod tym samym niebem, gwiżdżąc tę samą piosenkę. Żyć to po prostu żyć, ani chcąc, ani nie chcąc. Prawdziwie żyć to żyć i nawet nie nazywać tego życiem. Bo po co? Czy życie potrzebuje nazywać siebie życiem? I czy życie chce żyć? Życie chce żyć, ani nie chce. Życie żyje”[16].
Filozoficzna zasada: „mieć i być” nie odnosi się do życia. O życiu, jeżeli w ogóle można coś powiedzieć, to tylko w horyzoncie rzeczywistości «być». „Być jest najwyższym stanem – pisze Stachura – i jedynym prawdziwym. Być to prawdziwość. Być to wszystko. Nie ma czegoś poza tym”[17]. I często ten moment stanowi sytuację graniczną, której ludzie nie przekraczają. Oni myślą, śnią, marzą, piszą i podejmują wiele innego jeszcze rodzaju trudu i wysiłku, lecz jeśli pozostaje on na poziomie «mieć», a więc jedynie na różnych poziomach abstrakcji, wówczas życie w ogóle nie zostało przez nich dotknięte, zbudzone, zauważone. Tym, co trzeba odkryć jako pierwsze, jako fundamentalne i podstawowe, jest to, co wydaje się takie oczywiste – własne życie. Lecz ono na różnych piętrach abstrakcji jest zwyczajnie zagubione, porzucone, zabijane. Stąd wezwanie Stachury: „Tylko to jest ważne: żebyś odkrywał w sobie. Odkryj najpierw w sobie, dopiero wtedy będziesz w stanie móc zobaczyć to samo ewentualnie gdzie indziej. To jest absolutnie jedyna żywa kolejność. Wszystkie inne «kolejności» są martwe” [18].
7. Życie mocniejsze niż śmierć
O ile nie zabija się własnego życia abstrakcją istnienia, o ile odkrywa się moc życia w życiu, o tyle śmierć traci swoją wszechwładzę. Panowanie nad życiem i śmiercią zostało powierzone samemu człowiekowi. To ja albo wybieram życie – i żyję, albo wybieram śmierć, przestając żyć. Także jej – śmierci – trzeba mieć odwagę spojrzeć prosto w twarz i zrobić swoje. Można umrzeć śmierci, a wtedy ona nie ma już więcej nic do powiedzenia. Wzywa Stachura: „Słuchaj, a usłyszysz; patrz, a zobaczysz: dotykaj, a dotkniesz. Po co, uważasz, uszy są? Po co, uważasz, oczy są? Po co, uważasz, dłonie są i wszystko? Ku usłyszeniu. Ku zobaczeniu. Ku dotknięciu. Ku rozumieniu. Po, co uważasz, śmierć jest? Nawet nie nic. Co możesz wiedzieć o śmierci po śmierci (po tej śmierci, którą ty nazywasz śmiercią)? Nawet nie nic. Więc jedna jedyna rzecz: umrzeć przed śmiercią, umrzeć za życia. Przeżyć śmierć i już nigdy nie umrzeć”[19]. Śmierć zwycięża wtedy, gdy nicość obejmuje życie. Życie zwycięża wówczas, gdy nicość obejmuje śmierć. Kiedy nicość obejmuje śmierć? Gdy życie objęte jest miłością. Lecz czym jest ona, czym jest miłość, obejmująca życie?
8. Miłość jest jak Słońce
Miłość nie jest abstrakcją. Miłość jest życiem. Miłość sprawia, że nicość w stosunku do życia traci wszelką swoją moc. Życiodajne światło i ciepło Słońca przeciwstawił Platon blaskowi ognia. Światło ognia wywołuje pozory, moc Słońca daje życie. Największym nieszczęściem człowieka jest wzięcie pozoru miłości za samą miłość, podobnie jak wzięcie pozoru życia za samo życie i pozornego światła ognia za prawdziwy blask słońca. Pozór, a wraz z nim nicość, potrafi objąć i miłość i życie. Z uwagą i bez pośpiechu usłyszmy Edwarda Stachurę: „Miłość nie jest przede wszystkim słowem. Żadnym słowem. Ani tym, co na pseudopoczątku, ani tym, co tutaj. Gdyby miłość była słowem, zostałby zaduszona pod lawiną znaczeń, interpretacji, spekulacji, kombinacji, które – na to słowo zwalają się.
Tak właśnie zduszone, zdławione, zmiażdżone jest słowo miłość. W świecie słów słowo miłość nie znaczy nic. Mówiąc inaczej, znaczy to, co komu podoba się, co kto chce, co komu ślina na język. W świecie słów, czyli w świecie ludzi-słów słowo miłość ocieka posiadaniem, pożądaniem, chciwością tych, co chcą.
Ale miłość, rzecz jasna, nie jest słowem. Miłość jest spontanicznym, bezinteresownym czynieniem miłości, tak jak słońce jest spontanicznym, bezinteresownym promieniowaniem słoneczności. Słońce jest słońcem w świecie heliosowym, miłość jest słońcem w świecie księżycowym. Słońce jest słońcem w świecie jasności, miłość jest słońcem w świecie ciemności”[20].
Miłość nie zna słowa interes. Miłość nie zna pytania: za ile? Miłość nie zna zdań przeciwstawnych: - tak, oczywiście, jak najbardziej, ale… Miłość przepełnia życie i przegania śmierć.
[1] Tenże, Cała jaskrawość, Toruń 2000, s. 84.
[2] Tenże, Fabula rasa, dz. cyt., s. 5.
[13] E. Stachura, Fabula rasa, dz. cyt., s. 50.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|