DIABELSKIE ZŁO NERWICY
NERWICA JAKO PRZESZKODA UNIEMOŻLIWIAJĄCA
PRAWIDŁOWY ROZWÓJ CZŁOWIEKA
http://www.psychologia.net.pl/artykul.php?level=376
Karen Horney (1885-1952) uważa, że istotnym czynnikiem, który nadaje kierunek i wywiera zasadniczy wpływ na całe życie człowieka i jego rozwój jest coś, co można by nazwać „podstawową opcją egzystencjalną”. Może nią być albo „afirmacja życia i świata” albo też „negacja życia i świata”[1]. Albert Schweitzer na określenie owej afirmacji używał pojęcia „optymizm”. Filozofia Zygmunta Freuda zawierała z kolei właściwy sobie „pesymizm”. Horney, która wiele zawdzięcza Freudowi, co zresztą często sama podkreśla, uważa, że właściwym wyborem jest postawienie na optymizm, a więc „droga afirmacji”. Filozofia optymistyczna łączy się z postawami otwarcia i odwagi egzystencjalnej, co z kolei pozwala na ciągłe kroczenie do przodu, a więc na rozwój człowieka. Samo dążenie do rozwoju – zdaniem Horney – jest człowiekowi wrodzone. To stanowisko jest dla niej podstawowe. Na nim buduje ona wszelkie swoje dalsze wnioski tak w teorii, jak i w praktyce[2]. „Aspiracje ludzi zdrowych – pisze Horney – rodzą się z przyrodzonej człowiekowi tendencji do rozwijania swoich własnych potencji”[3]. Człowiek zdrowy nie tylko chce nieustannie kroczyć naprzód rozwijając siebie, lecz co więcej, czuje się za to odpowiedzialny. Odpowiedzialność ta dotyczy zarówno wysiłku związanego z realizacją siebie samego, jak i zmarnowania własnych możliwości. „Człowiek może się rozwijać naprawdę tyko wówczas, gdy przyjmuje odpowiedzialność za samego siebie”[4]. Brak tego rodzaju odpowiedzialności wpływa nie tylko hamująco na rozwój człowieka, ale także na rozumienie sensu własnej egzystencji. Nie rozwijając się i żyjąc w „pustce sensu” człowiek popada w chorobę. Jego najgłębsze „ja” zaczyna naprawdę boleśnie cierpieć. W konsekwencji człowiek taki coraz bardziej traci zdolność do miłości i do troski o innych ludzi. Proces właściwego rozwoju jednostki zostaje zatrzymany, a człowiek przechodzi na pozycję negacji życia i świata. Żyje, przestając „naprawdę żyć”.
Sytuacja ta, na nieszczęście, nie jest czymś rzadkim. Przeciwnie, tragizm tej sytuacji jest dość powszechny. Pozwolę sobie w tym miejscu na zacytowanie słów prof. Antoniego Kępińskiego, który w książce pt. Psychopatologia nerwic[5] napisał: „Można z dużym prawdopodobieństwem przyjąć, że nie ma chyba człowieka współczesnej cywilizacji, który by przez krótki przynajmniej okres swego życia nie wykazywał wyraźnych objawów nerwicowych. Dlatego stosunkowo łatwo każdemu zrozumieć przeżycia typowe dla tej jednostki chorobowej”[6].
Na niebezpieczeństwo życia pozbawionego siły rozwoju i odpowiedzialności zwrócili już wyraźnie uwagę w wieku XIX Søren Kierkegaard i Fryderyk Nietzsche. Podążając różnymi drogami myślenia filozoficznego, wskazywali oni wspólnie na to samo niebezpieczeństwo: Kierkegaard nazwał je „chorobą na śmierć”, Nietzsche natomiast chorobą „woli mocy”. Polega ono na tym, że człowiek nie chce (lub nie potrafi) naprawdę żyć, dystansuje się od własnego „ja”, próbuje zrzucić wszelką odpowiedzialność za jakość własnej egzystencji, ostatecznie „grzebie samego siebie”. Kierkegaard i Nietzsche apelują w gruncie rzeczy o to, ażeby człowiek wziął odpowiedzialność za własne życie. Niemniej jednak ani Kierkegaard, ani Nietzsche, ani też nawet Freud nie dostrzegali tak wyraźnie tragicznych skutków choroby, które powoduje nerwica, jak widziała to Karen Horney. Niewątpliwie ogłoszone drukiem prace Karen Horney – wśród nich książka pt. Nerwica a rozwój człowieka – przyczyniły się w znacznym stopniu do właściwego zrozumienia nerwicy, skutków, jakie wywołuje ta choroba, oraz możliwości jej przezwyciężenia.
Nerwica niszczy wszelki potencjał rozwoju człowieka. Utrudnia, a nawet wręcz uniemożliwia mu jego samorealizację. Powoduje to, że człowiek, mimo mijającego czasu pozostaje kimś niedojrzałym na różnych poziomach egzystencji. Jego życie zaczyna przenikać pytanie: dlaczego w ogóle istnieję? Człowiek dotknięty nerwicą nie doświadcza spontaniczności i radości wydarzeń, jakie zdarzają się w życiu. Przeciwnie, „dla neurotyka błahe wydarzenie przeżywane jest jako katastrofa i jego życie staje się pasmem wytrącających z równowagi utrapień”[7]. Neurotyk w swoim życiu naprawdę bardzo cierpi. Nie potrafi poradzić sobie sam ze sobą, nie umie nawiązać właściwych relacji z innymi osobami, a także zakłócone jest jego odniesienie do świata w ogóle. Horney określa nerwicę jako „zaburzenie stosunku jednostki do siebie samej oraz do otoczenia”[8]. We wcześniejszych definicjach psychologowie, a wśród nich Karen Horney, podkreślali głównie ważność stosunku do otoczenia i zwracali uwagę na wpływ warunków kulturowych na przebieg procesu rozwoju człowieka. W swoich dalszych poszukiwaniach Horney odkryła i zaakcentowała znaczenie stosunku jednostki do siebie samej. „Koncentrując się na problemie postawy wobec siebie, – wyjaśnia Horney – dostrzegłam, że ludzie nienawidzili się i pogardzali sobą z tą samą intensywnością i irracjonalnością, z jaką siebie idealizowali. Te dwie biegunowo przeciwstawne postawy początkowo od siebie oddzielałam. W końcu jednak pojęłam, że nie tylko były między sobą ściśle powiązane, ale stanowiły w istocie dwa aspekty jednego procesu”[9]. W nerwicy człowiek niekoniecznie jest jednostką zrezygnowaną i apatyczną. Czasem jest wręcz odwrotnie. Nerwica w gruncie rzeczy wykorzystuje bogactwo potencjału człowieka, ale nie służy to jego prawdziwemu rozwojowi – samorealizacji autentycznego „ja” – ile jest raczej marnowaniem wszelkich możliwości kosztem iluzji. Im silniejszy w człowieku świat iluzji, tym trudniejszy proces leczenia choroby. Horney zwraca uwagę na powagę tej powszechnej w naszym społeczeństwie choroby i przestrzega przed fałszywym optymizmem oraz przewidywaniami łatwego i szybkiego wyleczenia. „Nerwica – stwierdza Autorka – to proces rządzący się własnymi prawami, który z bezlitosną, swoistą logiką pokrywa coraz to nowe obszary osobowości. Jest to proces, który rodzi konflikty i potrzebę ich rozwiązania. Ze względu jednak na to, że rozwiązania, które jednostka znajduje, są niejako zastępcze, wywołuje to następne konflikty, znów wymagające rozwiązania – takie, które umożliwiłyby jej względnie bezkolizyjne funkcjonowanie. Jest to proces, który odrywa jednostkę coraz dalej i dalej od realnego «ja», a tym samym stanowi zagrożenie jej rozwoju”[10]. Można powiedzieć, że w nerwicy człowiek kręci się wokół własnego „ja”, tocząc wojny i boje w sobie samym, które zdają się nie mieć końca. Przezwyciężając jeden konflikt człowiek widzi przed sobą już kolejny, a potem jeszcze jeden i znów następny. Żyjąc w ten sposób, jednostka nie ma ani czasu ani siły na to, aby naprawdę żyć.
Chcąc zaradzić jakiejkolwiek chorobie należy w miarę możliwości poznać jej przyczyny. Jakie są zatem źródła nerwicy? Horney, podobnie jak inni psychologowie, zwraca najpierw uwagę na zagadnienie stosunków międzyludzkich. Szeroko opisywała tę kwestię w swojej pracy pt. Neurotyczna osobowość naszych czasów[11]. Wskazała w niej między innymi na negatywny wpływ kultury indywidualnego współzawodnictwa, w której człowieka spycha się niżej po to, by samemu być lepszym, by osiągnąć więcej, by z drugim wygrać. Doprowadza to w konsekwencji do wrogiego napięcia pomiędzy ludźmi, co z kolei wywołuje uczucie niepewności i lęku, a także powoduje zgubną w swych skutkach izolację emocjonalną jednostki. „Zadaniem terapeuty – według Horney – jest więc wykrycie znaczenia, jakie mają dla neurotyka różne sytuacje”[12]. Wśród nich istotne miejsce zajmuje atmosfera domu, w którym żyje dziecko. Brak właściwej atmosfery w domu rodzinnym zawsze odbija się najbardziej negatywnymi skutkami na osobie najwrażliwszej, a więc na dziecku. W dzisiejszym zabieganym świecie rodzice nie znajdują czasu na to, ażeby we właściwy sposób kochać swoje dziecko. „Mówiąc po prostu, – pisze Horney – dorośli bywają dominujący, przesadnie opiekuńczy, onieśmielający, skorzy do gniewu i nerwowi, nadmiernie wymagający, nadmiernie pobłażliwi, zmienni i niekonsekwentni, faworyzujący kogoś z rodzeństwa dziecka, obłudni, obojętni itd. Rzecz nie sprowadza się nigdy do jednego czynnika, zazwyczaj istnieje cała konstelacja wywierająca niepożądany wpływ na rozwój dziecka”[13]. Nie trzeba rozwijać wątku negatywnych konsekwencji, jakie powstają w wyniku przeżywania dzieciństwa w rodzinach skłóconych, rozbitych, dotkniętych nienawiścią. Wystarczy wspomnieć poczucie niepewności, niejasny lęk, nazywany przez Horney lękiem podstawowym, poczucie izolacji, bezradności, odczucia wrogości wobec otaczającego świata.
Drugim istotnym źródłem nerwicy, na jakie wskazuje Horney, jest wyidealizowany, a więc nieautentyczny obraz siebie. Owo wyidealizowane własne „ja” w nerwicy otrzymuje status bardziej realnego, aniżeli „ja” prawdziwe[14]. „Samoidealizacja – pisze Autorka – w jej różnorodnych aspektach – jest fenomenem, który proponowałabym nazwać neurotycznym całościowym rozwiązaniem, to znaczy rozwiązaniem nie tyko poszczególnego konfliktu, ale takim, które w istotny sposób zapewnia zaspokojenie wewnętrznych potrzeb zrodzonych w jednostce w danym okresie”[15]. To tutaj tkwi główne źródło marnotrawienia potencjału jednostki. Cała bowiem energia, jaka mogłaby zostać zrealizowania w procesie autentycznego rozwoju jednostki, zostaje wyeksploatowana do prób urzeczywistnienia „ja” idealnego. W pogoni za własną nierealną, wyimaginowaną wielkością, człowiek wchodzi w stan przeróżnych konfliktów z własnym realnym „ja”. Nie mogąc osiągnąć stanu idealności, jednostka cierpi męcząc się sama z sobą.
Jednym z najtrudniejszym problemów nerwicy jest gloryfikacja siebie. Według Horney „są to dążenia do wartości absolutnych, nieograniczonych, nieskończonych. To, co byłoby poniżej absolutnej odwagi, mistrzostwa czy świętości, nie może pociągać neurotyka powodowanego obsesją pogoni za wielkością”[16]. Neurotyk nie dostrzega wyraźnie ani nierealności swoich żądań, ani też przeszkód, które realnie uniemożliwiają urzeczywistnienie jego dążeń. Żyje on w błędnym przekonaniu, że w istocie może on wszystko. Do pokonania jest tyko jedna przeszkoda. Horney cytuje wypowiedź jednego ze swoich pacjentów, który stwierdził: „Gdyby nie rzeczywistość, wszystko byłoby ze mną w porządku”[17]. Neurotyczne cierpienie powiązane jest z brakiem jasnej i wyraźnej odpowiedzi na pytanie: jak naprawdę jest? Z jednej strony duma nie pozwala neurotykowi zaakceptować prawdy o sobie takim jakim on naprawdę jest, z drugiej zaś nie jest on w stanie osiągnąć stanu na miarę swojego własnego wyidealizowanego wyobrażenia. Sprzeczność zaczyna wypełniać wnętrze neurotyka. Odtąd będzie on walczył w sobie z realnym obrazem rzeczywistości. Jego celem jest bowiem potwierdzenie idealności. Duma nie pozwala uczynić mu na tej drodze ani jednego kroku w tył. Jeżeli będzie trzeba, gotów jest paktować z samym nawet diabłem. „Diabeł – pisze Horney – czy jakakolwiek inna forma spersonifikowanego zła kusi jednostkę udręczoną materialnymi lub duchowymi strapieniami obietnicą daru nieograniczonych mocy. Warunkiem korzystania z owych nadprzyrodzonych sił jest jednak zaprzedanie duszy diabłu, wyrok piekła. Pokusa taka nawiedzić może każdego, zarówno bogatego, jak ubogiego duchem, odwołuje się bowiem do dwóch potężnych ludzkich pragnień: tęsknoty za tym, co supremalne, nieograniczone, oraz poszukiwania łatwego wyjścia z trudnej sytuacji”[18]. Pozostając przy tym obrazie, można powiedzieć, że za obietnicę osiągnięcia wszystkiego człowiek ma zapłacić tylko jedną cenę, ma wyrzec się siebie. W ten sposób w życiu człowieka rozpoczyna się straszny dramat – dramat piekła. „Gdy człowiek sięga po doskonałość w kategoriach niedościgłego absolutu – wyjaśnia Autorka – rozpoczyna dzieło samozniszczenia. Kiedy zawiera pakt z diabłem, obiecującym mu wielkość i chwałę, musi się godzić na piekło – piekło we własnym wnętrzu”[19].
Prawem, które rządzi wszelkim piekłem jest nienawiść. Dosięga ona w destrukcyjny sposób neurastenika. Nienawidzi on siebie i gardzi samym sobą za to, że jest mały, mierny, beznadziejny, daleki od ideału, którym powinien przecież być. Zgniewany jest nie tylko na siebie, ale na wszystko i na wszystkich, którzy winni są tej jego tragicznej sytuacji. Nie muszą oni wcale wiele robić. Wystarczy, że są świadkami jego małości. Neurastenik krzyczy w sobie słowami Jeana Paula Sartre’a: „piekło to inni!”. Z drugiej strony człowiek ten potrzebuje jak wody i tlenu do życia poprawnych relacji z innymi. „Nasz pacjent – pisze Horney – według własnego odczucia zajmuje tak niską pozycję w hierarchii ludzkich wartości, że czuje potrzebę usprawiedliwienia swej egzystencji, udowodnienia sobie, że jest coś wart”[20]. Próbując je zdobyć, znów pogardza sobą za to, że nie potrafi być zawsze sobą. Tworzy bowiem albo relację „nad innymi” – prezentując swoisty charakter „ja” władczego, albo relację „pod innymi” – tworząc obraz „ja” pokornego (w negatywnym sensie rozumienia pokory jako poddaństwa, rezygnacji z siebie). Neurotyk im bardziej walczy o tak bardzo potrzebne mu uznanie przez innych, tym bardziej oddala się od siebie. Dokonuje aktu autoalienacji na rzecz poprawnych stosunków z otoczeniem. Gdy w najmniejszym nawet zakresie uświadamia sobie to, jak naprawdę jest, wówczas znów popada w sidła błędnego koła nerwicy i rozpoczyna atak potępień na samego siebie gardząc sobą, nienawidząc siebie i dokonując najprzeróżniejszych aktów samopotępienia. Neurotyk nie udaje cierpienia. „Każdy rodzaj nerwicy mieści w sobie element autentycznego cierpienia, o większej nawet intensywności, niż sobie neurotyk zdaje z tego sprawę”[21]. Nerwica jest chorobą bolesną.
Nie potrafiąc sprostać zadaniu: „poznaj samego siebie”, człowiek chory na nerwicę potrafi powiedzieć sobie lub otoczeniu, jakim powinien być. Żaden inny obraz go nie interesuje. Albo – albo. Albo idealność i zgoda na siebie albo nicość i zerwanie ze sobą. W próbie realizacji idealnego obrazu schorowanej wyobraźni człowiek potrafi tyranizować siebie tym, co Horney nazwała tyranią powinności. Każda tyrania ma jednak swoją cenę. Tyran pogardza słabymi, a poddany przeżywa udrękę. Rzeczywiste „ja” człowieka dręczone jest bezwzględną tyranią „ja” idealnego. Horney cytuje fragment odpowiedzi na list pewnego pacjenta: „Jego prawdziwe «ja» jest zduszone przez nerwicę, która przypomina Frankensteinowskiego potwora, choć rozwinęła się pierwotnie, aby jednostkę chronić. Ale los jednostki żyjącej w państwie totalitarnym i tej, która żyje w prywatnym świecie własnej nerwicy – jest niemal identyczny. I pierwszą i drugą czeka obóz koncentracyjny, którego jedynym założeniem jest możliwie najbardziej bolesna destrukcja”[22]. Neurotyk skarży się, że wszyscy, dosłownie wszyscy są przeciwko niemu.
Nerwica powoduje uszkodzenie w prawidłowym funkcjonowaniu sumienia. Nawet ono, nawet sumienie postrzegane jest przez neurotyka jako głos jemu przeciwny, nieprzyjazny, wrogi. „Sumienie – pisze Horney – jest czujnym strażnikiem interesów naszego «ja» prawdziwego. Stanowi – wedle trafnego sformułowania Fromma – «własną instancję odwoławczą» człowieka. Jest reakcją naszego «ja» prawdziwego zarówno na prawidłowe, jak na wadliwe funkcjonowanie naszej osobowości. Samooskarżenia natomiast rodzą się z neurotycznej dumy i są wyrazem niezadowolenia dumnego «ja» z tego, że własna natura nie potrafi sprostać jego wymaganiom. Nie działają na rzecz prawdziwej osobowości, ale przeciwko niej, wyrastają z intencji zdławienia jej”[23].
Ostatecznie człowiek chory na nerwicę doświadcza braku bezpieczeństwa, czuje w sobie potrzebę absolutnej akceptacji ze strony innych (albo akceptacja bezwarunkowa i całkowita, albo żadna), potrzebuje innych nie potrafiąc jednocześnie nawiązać właściwych z nimi relacji. Chce być kochanym, nie potrafiąc kochać. Na przeszkodzie staje jego własne dumne „ja”, wyniesione tak wysoko, że w żaden sposób nie można go dosięgnąć.
Książki Karen Horney nie stanowią klasycznego studium przypadków z dziedziny psychologii. Horney pisze książki o nas i pisze je dla nas, chcąc w ten sposób z nami porozmawiać. Celem jej książek nie jest wiedza, ale spotkanie z człowiekiem, któremu pragnie zwrócić uwagę na czyhające w świecie niebezpieczeństwa, stające się przeszkodą w prawidłowym rozwoju człowieka. Jestem przekonany, że Horney dzieliła się swoją wiedzą i doświadczeniem z miłości do człowieka, ażeby każdemu ze swoich czytelników jakoś dopomóc.
Nerwica to choroba krzywego zwierciadła, iluzji jaką człowiek bierze za rzeczywistość. W konsekwencji powoduje ona zahamowanie procesów rozwojowych jednostki, a w zamian tego powstają boleśnie fałszywe odniesienia do siebie samego, innych oraz do otaczającego nas świata. Kto rezygnuje z trudu poszukiwania prawdy, ten w gruncie rzeczy skazuje siebie na życie nieprawdziwe. Dzisiejszy świat nieustannie podkreśla wartość tego, co doskonałe, niezawodne, precyzyjne, idealne. Tylko to się liczy i tylko to ma sens. Bądź pierwszy, bądź najlepszy, bądź najnowocześniejszy, bądź najmodniejszy, bądź naj… naj… naj… Wtedy dopiero naprawdę będziesz kimś. Stop! Czy naprawdę muszę być „naj”? Czy nie wystarczy, gdy po prostu jestem sobą, przyjmując odpowiedzialność za samego siebie?
[1] Zob. K. Horney, Nerwica a rozwój człowieka, tł. Z. Doroszowa, Poznań 2006, s. 501.
[2] Zob. tamże, s. 37.
[3] Tamże.
[4] Tamże, s. 9.
[5] A. Kępiński, Psychopatologia nerwic, Kraków 2002.
[6] Tamże, s. 14.
[7] K. Horney, Nerwica a rozwój człowieka, dz. cyt., s. 65.
[8] Tamże, s. 489.
[9] Tamże, s. 488.
[10] Tamże, s. 448.
[11] Tenże, Neurotyczna osobowość naszych czasów, tł. H. Grzegołowska, Poznań 1999.
[12] Tamże, s. 42.
[13] Tenże, Nerwica a rozwój człowieka, dz. cyt., s. 12.
[14] Zob. tamże, s. 18.
[15] Tamże, s. 19.
[16] Tamże, s. 33.
[17] Tamże, s. 36.
[18] Tamże, 39.
[19] Tamże, ss. 196-197.
[20] Tamże, s. 273.
[21] Tamże, s. 308.
[22] Tamże, s. 146.
[23] Tamże, s. 164.
© Copyright by Stefan Szary