Stefan Szary
  "Trzy kolory. Niebieski"
 

 
O WOLNOŚCI

„Trzy kolory. Niebieski” - 1993
reż. Krzysztof Kieślowski


 
          Niebieski to kolor wody i nieba. Patrząc na morze łączące się w dali z niebem niejeden raz w swoim życiu pomyślałem: wolność. Film Krzysztofa Kieślowskiego Niebieski jest rozmową o wolności. Ale nie tej wolności oczekiwanej z tęsknotą, romantycznej, potrzebnej człowiekowi jak tlen do życia. Kieślowski rozważa kwestię postawioną kiedyś przez ks. Józefa Tischnera: jakim darem jest wolność? Szczęsny to, czy nieszczęsny dar – ta wolność? Chodzi zatem o dramat wolności w życiu człowieka. I podobnie jak w innych filmach Kieślowskiego, widz nic nie zrozumie, albo zrozumie bardzo niewiele, gdy nie zada sobie trudu spojrzenia od wewnątrz, oczami i sercem głównej bohaterki. Tego filmu nie wystarczy obejrzeć, jego trzeba naprawdę dotknąć, przeżyć. Trzeba w pewien sposób wejść w świat Julie, wczuć się w jej położenie, wsłuchać i dostrzec to wszystko, co stało się treścią jej życia. W jednym z wywiadów Juliette Binoche, odtwórczyni głównej roli, powiedziała o tym filmie krótko: „to życie w życiu”. Istotne jest nie tyle to, co na planie (przedstawione i dopracowane w mistrzowski sposób przez Krzysztofa Kieślowskiego), ile świat ukryty w przeżyciach bohaterki, komunikowanych w każdym momencie filmu.
       Julie ma 33 lata. Jej mąż Patrice jest słynnym kompozytorem. Poproszono go o skomponowanie koncertu z okazji zjednoczenia Europy. Od pięciu lat żyje razem z nimi ich córeczka Anna. Jadą samochodem. (…) Wypadek. (…) Mąż i dziecko nie żyją. Julie przywieziono do szpitala. Dowiaduje się najpierw o śmierci męża, po chwili o śmierci dziecka. Przychodzi myśl o dołączeniu do nich. Próba samobójstwa. A jednak trzeba żyć dalej. Wszystko, co wydarzy się później, związane jest z tym tragicznym wydarzeniem.
      Wolność? Jaka wolność? Czyja wolność? Konieczność życia skandalicznie złamanego śmiercią tych, którzy byli wszystkim. Ta wolność przeraża, boli, jest jak nieszczęsny przymus dalszego istnienia. Lecz co znaczy „dalsze istnienie”, kiedy nie ma przyszłości? Przyszłość została pogrzebana wraz ze śmiercią Patrice’a i Anny. Nie ma żadnej przyszłości, żadnej nadziei, jest życie z poczuciem zabitego sensu. Obiektywne życie Julie to kolejno przychodzące – jak nieproszeni goście –sekundy, minuty, godziny, dni, tygodnie, miesiące, może nawet lata. Swoją przyszłość Julie przeżywa jednak inaczej niż zwykle czynią to ludzie, jakby wbrew logice czasu. Przyszłość jest u niej zdominowana w sposób radykalny przeszłością. „Wciąż o nich myślę, wszędzie ich widzę, nie mogę zapomnieć”. Egzystencja Julie została uwięziona w przeszłości. Ale czy to dziwi? W jakiś sposób umarło przecież dla niej wszystko, cały dotychczasowy sens istnienia. Umarła jej miłość, która przecież nie umarła, lecz (…) wypełniła teraz wszystko pustką, która boli? Jakie słowo należy tu wpisać, jakie wyrażenie jest w stanie adekwatnie oddać stan Julie?
 
     Zasadniczo wolność jest wtedy, kiedy jest przyszłość, gdy jest nadzieja. W życiu Julie przyszłość jest i nie ma jej zarazem. Tym bardziej nadziei. Dramat wolności uzewnętrznia się w całej swej wyrazistości. Co robić, kiedy nie ma „co”? Jak dalej żyć, skoro żyć się musi? W scenie, w której młody chłopak, świadek wypadku, bardzo pragnie się spotkać z Julie, mówi do niej: „Musimy się spotkać. To bardzo ważne”. Jaka jest jej odpowiedź? Nietrudno chyba zgadnąć. „Nic nie jest ważne”. Tego, co ważne, już po prostu „tu” nie ma. W rozmowie z chorą mamą, która myli na skutek choroby nawet najbliższe jej osoby, Julie mówi jeszcze wyraźniej: „Mój mąż i córka nie żyją. Nie mam już domu”. Jeżeli dom potraktujemy nie bez racji jako metaforę wolności, to otrzymujemy po raz kolejny istotę przeżywanego dramatu: nie mam już wolności. A jednak… a jednak trzeba żyć dalej. Lecz jak? 
       Drogi Czytelniku, gdyby Julie zwróciła się do Ciebie z tym pytaniem, co byś jej doradził, co byś jej powiedział? Jak ona ma teraz dalej żyć? 
       Julie jest osobą rozumiejącą chyba wszystkich, których spotyka, ale któż może naprawdę ją zrozumieć? Tu nie ma miejsca na żadną „wolność naszą i waszą”. Tu jest dramat wolności przeżywanej jako sytuacja graniczna, którą Karl Jaspers określił jako sytuację, w której niemożliwa jest substytucja – zamiana. Jest „ja” i tylko ono. Człowiek znalazł się w sytuacji radykalnie sam. 
       Film kończy się niezwykle. Koniec w jakiś sposób łączy się z początkiem. Sięga nawet jeszcze dalej, do czasu, którego widz nie był świadkiem. Film kończy się koncertem, nad którym pracował mąż Julie, później jego przyjaciel Olivier, a w końcu i ona sama. Muzyka rozbrzmiewa wraz ze śpiewem słów słynnego „Hymnu o miłości”. W tym samym czasie na ekranie pojawiają się twarze osób poznanych w filmie, związanych w tym czasie w taki lub inny sposób z życiem Julie. Na różny, nieraz zupełnie przypadkowy sposób, osoby te były z nią. Nie można przeżyć za kogoś jego życia, ale można być „z” i można być „przy”. To „z” i to „przy” jest bardzo ważne. Nie wiemy, jak głęboko decydujące, ale bardzo ważne.
     Niebieski” Krzysztofa Kieślowskiego jest filmem o życiu dotkniętym pytaniem o dramatyczną stronę wolności, lecz jest to też zarazem film o przekraczaniu siebie. To niesamowity film o bólu, o cierpieniu, o poszukiwaniu straconego sensu życia, o miłości, o przebaczeniu, o samotności, o ulotności istnienia… To refleksja zainspirowana przez Krzysztofa Kieślowskiego tocząca się w głowie kogoś zapatrzonego w dal, gdzieś tam, gdzie niebieskie morze łączy się wraz z błękitem nieba…
 
 
 
   
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja